niedziela, 9 marca 2014

Z dziennika Fiean

Lilith otworzyła drzwi w piwnicy szepcząc coś pod nosem. Wyglądało to głupio tym bardziej, że chciała wyglądać majestatycznie ale jej się nie udało. przeszliśmy przez próg i zobaczyliśmy następną przeszkodę.
-To na pewno są drzwi, na które jest nałożone zaklęcie. Masz różdżkę?- zapytała dziewczyna.
-Cholera chyba zapomniałam wziąć jej z kaplicy- udałam przerażenie.- Oczywiście, że ją mam.- wyjęłam narzędzie z kieszeni w rękawie i wycelowałam w drzwi. Omiótł je płomień ale pozostały nietknięte.
-Nic się nie stało.- zauważył Jowan. "Doprawdy?" pomyślałam. Schowałam różdżkę i rozejrzałam się.
-Spróbuj jeszcze raz. Może tym razem się uda.- mówiła dalej kapłanka.
-Słuchaj: jeśli raz nie zadziałała to już się to nie uda. A mnie z kolei ciekawi dokąd prowadzą tamte drzwi.- wskazałam podbródkiem na przejcie znajdujące się około 10 metrów od nas.
-Na niższe poziomy piwnic.- ruszyłam w ich stronę nie oglądając się czy zakochani idą za mną. Nacisnęłam klamkę i usłyszałam za plecami nieprzyjemny zgrzyt metalu. Odwróciłam się i ujrzałam... zbroję. Z obnażoną klingą maszerowała w moim kierunku. Pustka ziejąca za zasłoną hełmu na chwilę odebrała mi władzę nad ciałem. W ostatniej chwili schyliłam się unikając spotkania z ostrzem, które wgryzło się w ścianę. A pomyślał by kto, że po tylu latach już stępieje. Odskoczyłam od przeciwnika i wyrzuciłam w jego stronę lodowy stożek. Zbroja zamieniła się z zimową rzeźbę. Podeszłam i kopnęłam rozpryskując ją na miliony kawałków lodu. Poszłam dalej. Słyszałam nerwowe kroki towarzyszy.
Zakurzone korytarze ciągnęły się z nieskończoność. Prawo, lewo, prosto, znów lewo. Zaczęło mi się kręcić w głowie od ciągłego błądzenia. Co jakiś czas natrafialiśmy na kolegów po fachu naszej zbroi ale witaliśmy się z nimi w taki sam sposób. W pewnym momencie trafiliśmy do jakiegoś magazynu. Półki zapełnione księgami i składnikami o jakich nam się ni śniło. Po kątach stały rzeźby a w koszach kostury. Jeden bardzo mi się spodobał więc pozwoliłam go sobie zabrać. Ot taka rekompensata za fatygę.
-Za tą ścianą musi być komnata filakterium. Ale jak się tam dostaniemy?- wyminęłam go o przesunęłam regał stojący nam na drodze. Cegły wyglądały w tym miejscu na nieco bardziej kruche. Stanęłam za posągiem znajdującym się naprzeciwko ściany. Wyjęłam różdżkę i uderzyłam w kamień. Ściana rozleciała się w drobny mak. Przeszłam przez wyłom a Lilith i Jowan za mną. Sala miała wysoki sufit ze zdobionym sklepieniem. Weszliśmy po schodach na mały balkon z niezliczoną ilością regałów i buteleczek.
-To chyba moje filakterium.- powiedział Jowan nieobecnym głosem podnosząc jeden z flakoników. Krew w jego wnętrzu przylgnęła do ścianki naczynia jakby chciała wsiąknąć w jego rękę. Tak, to było jego filakterium.- Jest takie delikatne. Tak wiele zależy teraz ode mnie.- powoli zwolnił uścisk wypuszczając naczynie z ręki. Stłuczone szkło potoczyło się po podłodze a wylana krew popłynęła do maga wspinając się po jego ubraniu by w końcu wniknąć we włosy.- Stałem się... wolny.- odetchnął głęboko i zakaszlał. Powietrze nie było przesycone świeżością.
-A więc chodźmy stąd.- powiedziałam ruszając do nowych drzwi. Klamka ustąpiła bez oporów i znaleźliśmy się przy wejściu do piwnicy. Szybko opuściliśmy piętro.
Na górze jednak czekała na nas niespodzianka. A ściślej biorąc czekali na nas templariusze, którym przewodziła Gregor a za jego plecami stał Irving. Wokół zebrało się też parę gapiów.
-Zawiodłem się na tobie moja droga- mruknął Pierwszy zaklinacz. Spuściłam wzrok.
-Nie rozklejajmy się tak. Zaraz będzie po wszystkim. Ją zamkniemy w izolatce, kapłankę wyślemy do Esgaroth a tego tu wyciszymy.- spojrzałam zaskoczona na Gregora. Jak on mógł?!
-Nie możecie tego zrobić!- usłyszałam za sobą głos Jowana. W jego dłoni znikąd pojawił się nóż. Ostrze powędrowało ku jego drugiej ręce przebijając ją na wylot. On zdawał się tego nie czuć. Po ścianach zaczęły spływać strumienie posoki.
-Jowan ty...
-Lilith, chodźmy! Teraz możemy być razem.
-Chciałam być z Jowanem. Ale ciebie nie znam magu krwi.- Dziewczyna odwróciła się do niego plecami i nie widziała jak wybiega. Potem uderzyłam mnie fala gorąca i straciłam przytomność.
Gdy się ocknęłam ujrzałam nad sobą twarz Irvinga.
-Irving do cholery, ona pomagała magowi krwi!- usłyszałam głos templariusza. Pierwszy zaklinacz pomógł mi wstać.
-Więc co mam z nią zrobić? Myślisz, że to łatwe?
-Myślę, że można ją też uznać tym samym za maleficari. A to oznacza śmierć.- mężczyźni wymienili groźne spojrzenia.
-Jeśli można- do rozmowy włączył się Duncan.- Jak już mówiłem szara straż potrzebuje pomocy kręgu, a ta młoda dama wyraziła przede mną chęć wstąpienia do nas.
-Wykluczone! Ona chciała tylko wyrwać się z wieży!- "Dokładnie" uśmiechnęłam się w myślach.
-Nawet gdyby chciała uciec nie będzie miała takiej możliwości. Od nas uciec może ale nie od bycia strażniczką. Będzie ją to prześladowało aż w końcu wróci.
-Myślę, że możemy na to przystać Gregorze.- zgodził się Irving.
-Ah! Obydwaj jesteście głupcami! Pamiętaj Duncanie: jeśli choć raz zobaczę tę dziewczynę nie wykonującą swoich obowiązków zabiję ją z przyjemnością.- posłał mi lodowate spojrzenie. Duncan złapał mnie za łokieć i poprowadził w stronę drzwi na zewnątrz. W głębi korytarza zobaczyłam jeszcze Andersa. Duncan otworzył wrota i zalała mnie kurtyna kującego światła.
-Udamy się do Ostagaru. Tam odszukasz Alistaira, który powie ci wszystko co i jak. Ja tym czasem udam się w parę innych miejsc. Najpierw do stolicy, potem do lasu Brecilian i Orzamaru. Straż potrzebuje wszelkiej pomocy.

niedziela, 2 marca 2014

Od Fiean

Przewróciłam pożółkłą, kruszącą się stronicę księgi leżącej na dębowym stole. Wyciszony bibliotekarz stał nade mną i obserwował moje poczynania. Wreszcie znalazłam. Szara straż. Zakon wielkich wojowników chroniących świat przed plagą. Tyle mi wystarczyło. Zatrzasnęłam księgę i spotkałam karcące spojrzenie starszego maga siedzącego obok mnie.
-Przepraszam- wyszeptałam i odłożyłam księgę na półkę. Szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia i pobiegłam w górę schodów. Minęłam Oweina w magazynie i ruszyłam do gabinetu Pierwszego Zaklinacza. Wcześniej uczniowie mówili, że odwiedził go szary strażnik. Nie tracąc czasu pobiegłam odświeżyć wiadomości o tym zakonie. Potem przyszedł do mnie Jowan, mój przyjaciel i powiedział, że Pierwszy Zaklinacz mnie wzywa. Stanęłam w progu i uspokoiłam oddech. Zapukałam lekko i otworzyłam drzwi. Przy biurku stali: Irving, Gregor- kapitan templariuszy i mężczyzna w czarnych włosach. Zapewne szary strażnik. Zmusiłam się do uśmiechu, który o dziwo wyszedł dobrze.
-Wzywałeś mnie Pierwszy Zaklinaczu?- zapytałam.
-Ah tak! Moja droga...
-Irvingu nie skończyłem jeszcze rozmawiać!- przerwał Gregor. Jego oczy ciskały błyskawice.
-Uważam ten temat za zamknięty.- odpowiedział spokojnie mag. Templariusz oburzony wyszedł z gabinetu.
-Przepraszam- powiedziałam gdy drzwi trzasnęły z głośnym echem odbijającym się między ścianami.
-To nie twoja wina- uspokoił mnie z dobrotliwym uśmiechem ukochanego dziadka.-Ale już tu jesteś. Wezwałem cię przede wszystkim po to by Duncan mógł cię poznać.- wskazał mężczyznę stojącego obok. Ten skłonił się lekko.
-To dla mnie wielki zaszczyt. Irving opowiadał mi o twojej katordze. To imponujące. Szczególnie zważając na twój wiek.- chwalił mnie strażnik.- Nawet templariusze mówili, że nie byli tam potrzebni nawet przez chwilkę.
-Dziękuję- poczułam, że rumienię się od napływu pochlebstw.- Bardzo długo uczyłam się w wieży. Choć nie tak długo jak inni.- niektórzy w wieży byli oburzeni faktem, że do katorgi dopuszczono mnie już po 9 latach nauki.- Jesteś szarym strażnikiem prawda?- zapytałam. Duncan roześmiał się.
-Ciekawość. Tak jestem szarym strażnikiem. Przybyłem prosić krąg o pomoc w walce z plagą.- pomyślałam jak by to było stać się szarą strażniczką. Byłabym okrytą chwałą kobietą, mężczyźni pożądaliby mnie a kobiety zazdrościły. Ale przede wszystkim byłabym wolna od kręgu.
-Duncanie mówiłem ci już, że  krąg nie ma teraz wystarczająco wiele sił by wam pomóc.- przerwał moje rozmyślania Irving.- Gdy będziemy w lepszej kondycji wesprzemy was ale nie teraz.
-Rozumiem. Nie nalegam.- odparł strażnik. Wierzyłam mu.
-Dziękuję. Zapewne jesteś już zmęczony? Nie odpoczywałeś po podróży. Fiean odprowadzisz Duncana do jego komnaty?- poprosił Irving. Pokiwałam głową w milczeniu i wyprowadziłam go z gabinetu. Mijaliśmy kaplicę, pokoje starszych magów...
-Czy teraz panuje plaga?- wyrwałam się z pytaniem.
-Pomioty nadchodzą. Plaga oficjalnie jeszcze się nie zaczęła ale czuję, że nadchodzi. Nie patrz na mnie jak na wariata proszę!- zaśmiał się.- Strażnicy wyczuwają pomioty. Może kiedyś dowiesz się o tym więcej. O to chyba mój pokój.
-A czy ja mogłabym do was dołączyć?- Duncan zawahał się chwilę.
-Nie chciałbym podważać słów Irvinga. Powiedział, że nie może nam pomóc więc nie zamierzam robić nic wbrew niemu. Ale jeśli tylko by pozwolił to oczywiście. Mile widziana jest każda pomoc.- pożegnał się ze mną i zniknął za drzwiami pokoju. Ruszyłam w stronę pokojów magów.
-Fiean!- usłyszałam, że ktoś wyszeptał moje imię. Zauważyłam kawałek dalej Jowana.
-Co się dzieje?
-Chodź ze mną. Musisz mi pomóc.- złapał mnie za rękę i zaciągnął do kaplicy. Przy posągu Prorokini Andrasty stała wysoka, blada kobieta z krótko przystrzyżonymi, rudymi włosami. Jowan puścił moją dłoń a złapał jej.
-Pamiętasz jak mówiłem ci o Lilith? To właśnie ona- przypomniałam sobie jak przyjaciel opowiadał mi przy każdej możliwej okazji o siostrze zakonnej, w której się zakochał. Zaczynałam już wątpić w jej istnienie ale jednak w tej chwili stała przede mną. Przerastała o parę centymetrów Jowana a jej płomienne włosy gryzły się bardzo z jego kruczymi ale wyglądali razem na szczęśliwych.- musisz nam pomóc.- wyszeptał Jowan.-Ale musisz też przyrzec, że nikomu o tym nie powiesz.
-Kryłam cię przez cały ten czas a ty masz wątpliwości teraz?- zapytałam z sarkazmem. Uśmiechnął się i kontynuował.
-Chcemy uciec z Lilith. W piwnicach znajdują się filakteria uczniów. Chcemy je wykraść i zniszczyć. Wtedy templariusze nie będą mogli mnie znaleźć.
-Spokojnie- przerwałam jego wylew słów.- Rozumiem co z czym się wiąże. Ale o ile wiem to nie dostaniemy się do piwnic zbyt łatwo?
-Nie- odezwała się po raz pierwszy Lilith.- W piwnicach są zaklęte drzwi.- "a jakże by inaczej! Przecie wcale nie znajdujemy się w kręgu maginów" pomyślałam.
-I rozumiem, że tu wkraczam ja.
-My nie mamy takich uprawnień jak ty- zaczął Jowan.- Musisz pójść do magazynu i wziąć stamtąd różdżkę ognia, którą stopimy zamek.
-Ok. postaram się.- Jowan uśmiechnął się do mnie. Byliśmy przyjaciółmi od tak dawna. Wyszłam z kaplicy. Magazyn był niedaleko. Po chwili stałam już przed Oweinem.
-Witaj Owein.- przywitałam się grzecznie.
-Witaj. potrzebujesz czegoś z magazynu?- zapytał pozbawionym wyrazu głosem.
-Ehh... potrzebuję różdżkę ognia. No wiesz... żeby wskrzeszać ogień. Do badań.- uśmiechnęłam się. Chyba nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
-Oto formularz. Przynieś go podpisanego przez jakiegoś starszego maga a otrzymasz różdżkę.- powiedział podając mi kartkę. Zrezygnowana odeszłam od wyciszonego zastanawiając się do kogo mam pójść.
-Hej Fiean!- usłyszałam głos. Ostatnio bardzo często ktoś mnie wołał. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego blondyna z brązowymi oczami.
-Anders!- zawołałam uradowana poprawiając włosy.- Wypuścili cię z izolatki?
-Tak. Miło jest w końcu odetchnąć świeżym powietrzem. Nieważne jak to rozumieć.- mówił przecierając podkrążone oczy.- A ty? Próbowałaś jeszcze uciec? Bo opowiadałem ci jak uciekałem prawda?
-Tylko ze sto razy.- zaśmiałam się.- Zamknęli cię za siódmym razem prawda? Nie było fajnie spędzić w izolatce rok co?
-O taaak... Zamknięty w czterech ścianach. Odgrodzony grubym murem od widoku pięknych kobiet.- powiedział unosząc lewą brew i prawy kącik ust. Poczułam, że się rumienię. Anders zbliżył usta do mojego ucha.- A co powiesz na odwiedziny w moim pokoju? Co? Bardzo dawno się nie widzieliśmy. A ja tak tęskniłem.- szeptał mi do ucha kładąc rękę na mojej talii. Delikatny powiew owiewał ciepłem mój kark. Przypomniałam sobie po co tu jestem.
-Cholera Anders. Nie mogę teraz.- odsunęłam się od chłopaka.- Obiecała... coś... komuś
-Aaa... mamy tajemnice?- zapytał niby żartobliwie ale w jego oczach widziałam zawód.- Dobrze. Ale potem do mnie przyjdź. Teraz trochę odpocznę.- pocałował mnie lekko w policzek i odszedł. Ja ruszyłam do biblioteki. W jednym kącie starszy rangą mag kończył właśnie lekcje posługiwania się magią ducha. Nawet nie pamiętałam jak miał na imię. Tylko, że zawsze na mnie leciał. Podeszłam gdy dzieci zaczęły się rozchodzić.
-Oh! Fiean! Dawno cię nie widziałem. A miło cię widzieć. Zawsze.- gdyby nie patrzył przewróciłabym oczami. To było zbyt proste. Rozmawiałam z nim chwilę. Powiedziałam kilka czułych słówek i kręcąc pośladkami ruszyłam do jego pokoju. Chwilę później usłyszałam za sobą jego kroki. Weszłam do pozbawionego jakichkolwiek ozdób pokoju a drzwi zatrzasnęły się za mną. Zaklinacz złapał mnie za biust i zaczął całować nieudolnie po szyi. Prawie wgryzał mi się w skórę. Potem zrzucił wszystkie rzeczy z swojego biurka na podłogę. Położył mnie na nim  podwinął szatę. Sapał jak wycieńczony mabari. Potem we mnie wszedł. Moje nogi uderzały bezwładnie o drewniane biurko, które przesuwało się w rytm postękiwań maga. Potem padł zmęczony na ziemię. Ja podniosłam z ziemi jego pieczątkę i przystawiłam ją do formularza. Poprawiłam się trochę i wyszłam. Owein bez problemu wydał mi różdżkę. Wróciłam do Jowana i Lilith. Pokazałam im zdobycz. Uśmiechnięci zeszliśmy na najniższe piętro wieży i weszliśmy do piwnic.